No, i mogę polecić jeszcze ten wywiad z Tokarczuk który mam zapisany w zakładkach od tygodni (od tygodni w których prasówek nie było).
A na koniec jeszcze tekścik recenzencki Najdera o książce, której nie mam zamiaru nawet podnosić (Nasz chłopak Daniel Magariel), ale który jakoś tam wprowadza nas w temat toksycznej męskości. A o tym będę pisał następnym razem.
O, cześć, nie zauważyłem kiedy wszedłeś. A może powinienem zacząć odwrotnie? Przecież to ja tu karygodnie was zaniedbuję, ponad tydzień, prawie dwa tygodnie milczenia. Coś się stało. O ile wcześniej czułem, że język mi się rozwiązuje, i czuję, że odnajduję swój głos – szybko gdzieś mi to uczucie uciekło.
Doświadczenie podpowiada jednak, że nie uciekło daleko. Wystarczy przyłożyć ręce do klawiatury, i pisać, pisać… Pisać regularnie. Nawet takie teksty jak ten, teksty nieliterackie. Przegląd internetu, prasówka. Zapraszam.
Poezja:
Miałem okazję uczestniczyć wczoraj w spotkaniu z Igorem Satanovskim w Krakowskiej księgarni Massolit. Bardzo jestem z tego spotkania szczęśliwy! Satanovski jest rosyjsko-amerykańskim (właściwie jego tożsamość jest o wiele bardziej złożona) poetą, związanym obecnie z Nowym Jorkiem, ale też zainteresowanym rosyjskimi futurystami, ruchem dada, awangardą.
Awangarda jest mi coraz bliższa.
Mało mogę wam pokazać z Niego w internecie. Ale na tej dziwnej stronce znalazłem jego wiersze po angielsku, część z nich czytał.
Byłem też na spotkaniu z nominowanymi do Szymborskiej, ale szkoda gadać. Pięknie wyglądaliśmy.
Ciągle coraz szersze kręgi w popkulturze zatacza Jordan Peterson, który może uwodzić i Ciebie, mój drogi czytelniku, swoją tak zwaną charyzmą… ale im bliżej się mu przyjrzeć, tym lepiej widać, że to pokraczna groteska a nie intelektualista. Tu artykuł z Timesa: Jordan Peterson Custodian of the Patriarchy. Mnie on już osobiście znudził, mam nadzieję, że nie będę musiał więcej o nim pisać.
Film:
Dobre wieści z Cannes, nagroda za reżyserię Zimnej Wojny Pawlikowskiego. No, ja się nie mogę doczekać.
Szereg polskich dystrybutorów już małpuje plakat Zimej Wojny, żeby posprzedawać swoje filmy. Nic w tym szczególnie złego, no ale!
Gaspar Noe śmiał się w głos na najnowszym filmie Triera. Czuję, że ich dwóch, i ja, to taki perwersyjny pretensjonalny trójkąt porozumienia. Również nie mogę się doczekać. A podobno ludzie wychodzili, podobno film jest „kontrowersyjny”. Wątpię, że będzie dobry, ale może będzie ciekawy.
Muzyka:
Słucham ostatnio takich rzeczy, że można by je nazwać tłuczeniem prętem w wiadro, albo nie wiem, godziną klikania w długopis. Niemniej, to jest trochę zbieranie inspiracji pod ha ha moją własną muzykę. Tak, kiedyś nawet zrobilem kilka eksperymentalno-ambientowych piosenek, teraz rozgrzewam znowu Fruity Loops i myślę tym razem o dodaniu tekstu.
Bym się śmiał, bym się śmiał bardzo głośno, gdyby mi ktoś trafnie przewidział, jakiej muzyki będę słuchał wiosną 2018. Przez Adama Struga wkręcam się w pieśni ludowe. Etnomuzykologia! Jak to opisać, żeby zachęcić do kliknięcia i posłuchania? Nie wiem. To jest jakaś przedziwna fraza, to jest ten smutek który można poczuć tylko z pieśni żałobnych z 1871 roku.
Próbuję tego już drugi raz! Przesłuch muzyki, której słuchałem w mijającej porze roku. Tak się składa, że ostatnio pisałem też o zimie.
Cała zima była o – właściwie jak i poprzednie pory roku – była o smutnych rozbudowanych tekstach, ale też smutnych minimalistycznych tekstach, i delikatnej gitarze, i delikatnej elektronice. Poznaj moją muzykę, poznaj mnie lepiej:
Planeta przeleciała przez kosmos, przez ćwierć orbity. Zmieniła się pora roku, więc pora na małe podsumowanie mojej osobistej podróży przez muzykę. Oto playlista, którą utworzyłem na ten kawałek czasu:
Zaczyna się od dźwięku. Andrew Neimann prawdopodobnie został po zajęciach, żeby poćwiczyć i gra teraz, nie wiedząc, że słucha go Fletcher. Whiplash zaczyna się niespodziewanie, ale i intymnie. Andrew jest na pierwszym roku nauki w najlepszej szkole muzycznej w Stanach i właśnie dostał wskazówkę, jak może znaleźć się w jej reprezentacyjnym bandzie.